czwartek, 23 sierpnia 2012

Konkurs o miłości - ostatni akord II

Co masz zrobić wieczorem, zrób jutro rano, mówi nam organizm po godzinie 23. Witamy zatem z rana. Jak mówią literaci zza oceanu, let`s go.
 
 
 
Monika Dudziak-Kociałkowska
 
Malinowy poranek
 
jestem twoją laurką którą czyta się wielokrotnie
ciepłym opuszkiem kota na smutnym policzku
skrzydłem mewy muskającym gładki kamień
wtopiony w złocistość piasku i głosem pierwszej wiosennej kukułki
 
razem przeprawiamy się przez dziki ogród rozpachniony w brunatności ziemi po deszczu
w brutalności w brudzie rąk zmęczonych czół pochylonych zlanych potem
 zgrabnie wędrujemy palcami między miękkimi liśćmi malin
owocową słodkością różowością  napełniamy blaszane garnuszki karmimy się zmysłowymi słowami
 
w pośpiechu zrzucam sukienkę nie czekając na twój krok tego chcą twoje oczy 
pragniesz mnie powąchać polizać
poczuć landrynkę rozpuszczającą się na języku
 
jestem  kwiecistą łąką kaczeńcową rumiankową trawiastą
bluszczem oplatającym  twoje biodra
melodycznymi łanami zboża kołysanymi wiatrem układanymi rozbudzanymi
 
odciskamy się ciałami w ziemi wilgotnej po nocnym deszczu
pod niebem spowitym w błękicie zdobionym lotem krzykliwych żurawi
a ponad nami niebo tylko i oczy zgorszonych aniołów
 
 
* "Ciepłym opuszkiem kota na smutnym policzku" - czytamy frazę cztery razy i nadal nie możemy wyjść z podziwu dla jej miękkości. Potem ciut za dużo słów. Ale przecież - ładnych... I każdy czytający Polak winien znać wielość znaczeniową malin.
 
 
 
 
Arek Bystrowicz
 
Pantofel
 
Chciałbym być pantoflem,
twoim pantoflem -
refleksją o bladoróżowej stopie
 
aby cała grawitacyjna zagadka,
skupiała się na mnie.
Ale nie tyj,
proszę
 
Chciałbym, aby twój duży palec
zawdzięczał mi opatulenie,
o chłodzie
 
Być pierwszym dotkniętym,
gdy o świcie wstaniesz
i wciąż szukanym,
pod tapczanem
 
i kraciastym spojrzeniem
spoglądać na zatroskanie,
jakim byłby mój brak.
 
 
* Bardzo zgrabna kontrukcja i bardzo czule wplecione zaskoczenie. I w odpowiednim czasie - gdyby nie padło nagle zdanie "Ale nie tyj, proszę", można byłoby pomyśleć nawet, że banalne. Ale nagle okazuje się, że nie, że w wierszu są dwa sznureczki jakby, przeplecione jak w warkoczu.
 
 
 
 
Ania Piwowarska
 
O miłości między innymi
 
Nie raz i nie dwa razy minęłyśmy
się w pośpiechu na ulicy zapewne.
Do tego samego kosza wyrzucała śmieci.
Zaglądała do mojej księgarni, to pewne.
U pani w zielonym kubraczku kupowała czereśnie.
Płaciła w kasie drobnymi, które być może mam jeszcze w portfelu.
Ale co powiedzieć nieznajomej staruszce,
sąsiadce noblistce, gdy się ją spotka w warzywniaku?
Że myślę czasem jej zdaniami?
Przecież to takie banalne.
Niemal jak pisanie o miłości. 
 
 
* O tym tekście trudno się wypowiedzieć, taki jest prosty. I tą prostotą i jasnością od razu nas kupił. Nobel w pietruszce, od niechcenia. I zgrabna puenta.  
 
 
 
 
Izabella Meyer
 
Incydent
 
Bóg przywrócił mi rozum
na Brodway Road.
Wyrzygałam Cię
późnym popołudniem ostatniego dnia roku
fontanną  sfermentowanych nadziei
gorzką treścią  Twoich słów,
kawałków spojrzeń
i  resztek uśmiechów …
 
A kiedy wyplułam sny
wstałam z kolan Nieprzemakalna
I odeszłam lżejsza nie patrząc  za siebie.
Zostawiłam plamę
niestrawionego pokarmu  mojej  duszy.
Toksycznego wspomnienia
którego organizm nie  zatrzymał.
Nie opowiem nikomu
O wstydliwym efekcie
nadmiernego apetytu na miłość.
 
 
* Kolejny prosty tekst. Opowiedziana historia, wiadomo, co jest grane. Niestrawność. Tajemnicy brak. A z tytułu wiadomo, że to incydent. Dziwnie to zabrzmi, ale przeważającym na korzyść wiersza detalem jest informacja o ulicy Brodway Road. Gdyby to było "za sklepem", zepsułoby wszystko. Ciekawe, prawda? Dlaczego tak jest.
Drobna uwaga, ale dotyczy kwestii wyłącznie indywidualnych, nie trzeba jej kupować - tym niemniej, radzilibyśmy w tekstach poetyckich nie pisać zaimków "ciebie" "tobie" z wielkich liter. Niepotrzebne.
 
 
 
 
Aleksander Jasinowski
 
mała bolączka
 
[cyrk motyli
wiara nadzieja miłość]
 
i nawet gdybym przestał
myśleć nie ułożę wszystkich kości
równo zanim zasnę
 
 
* Nie głowimy się. Czujemy. Spróbujcie sami ułożyć kości z cyrkiem motyli w głowie.
 

wtorek, 21 sierpnia 2012

Konkurs o miłości - ostatni akord I


Witam, witamy!
Słusznie pyta nas się od czasu do czasu, gdzie przepadły teksty konkursowe wyróżnione. Jak odnosimy uprzejmie, nie przepadły nigdzie: część Autorów składała deklarację i prośby, by ich nie publikować. Prace innych przydały nam się do celów równie prywatnych, co chwalebnych (patrz: post o eseju, post o etotykach). Część cierpliwie czeka, część zapomniała...
A za plecami nas wszystkich świat galopował jak szalony, co w efekcie dało wynik: konkursu ostatni akord, remake sierpniowy.

Pozwolimy sobie na flow postmodernistyczny. Publikacje plus uwagi luźne.

Kolejność losowa.

  


Marcin Sztelak,

Okolicznościowy. Starym piórem.

Rok się chyli ku upadkowi, ślizgiem po torowiskach pośpieszne
i towarowe. Człowiek człowiekowi przychyliłby nieba.
Tymczasem: Uwaga. Wysokie napięcie. Na domiar złego
niestrzeżony, za zakrętem.

Cholerne niedźwiedzie przesypiają ten zamęt, taka biologia.
My z wywieszonym ozorem po marketach. Polowanie na taniej,
jak ładna hostessa. Żona milczy. Znacząco. Niedługo powie
- pan mi się na ulicy nie kłaniaj. Na dobrą wróżbę lotto.

Dziś dziesięć baniek. Kiedyś się czekało na wiosnę, miłość.
To się wepchała z buciorami. Na szczęście jest spokój telewizora,
resztka godności przy piwie. Opłatek, choinka. Teściowa nie pali,
teść nie pije, karp tradycyjnie śmierdzi. Trzaśnięcie drzwiami.

Na klatce. Dewotka już przy wizjerze. Trzeba by jakąś kolędę,
niech się stanie zadość. Idiotyczna myśl przed zaśnięciem,
Bóg jest płci żeńskiej, przerąbane.

Upadł.
Popatrz kochanie, jakie stare zdjęcie.  To nie łza tylko atrament,
wczoraj pisałem: Wiersze, Testament, Wyznanie.


* Właściwie temat tradycyjny, koniec roku, jeszcze Wiglia, ludzie muszą znosić ten plastik, gdy niedźwiedzie śpią. Chwilowo jest tak banalnie "To nie łza tylko atrament", "My z wywieszonym ozorem po marketach", ale nie przeszkadza to w ogóle w otoczeniu obrazowych, szybkich klatek z złożonych z dewotki, niedźwiedzi, testamentu i wyznań z dużych liter i teściowej bez papierosa w zębach. Często, przy okazji "naszych" - czyli Waszych - konkursowych tekstów, pojawiają się komentarze zawiedzione, "a gdzie tu miłość?". A nie widzicie?




Milena Kowalska

Przyjaźń damsko-męska

jest dla mnie wsparciem
wskazuje mi sens
ułatwia trudy życia
powiedziała smukła Widelec
kiedy nóż scałował z jej krągłości resztki
jeszcze ciepłego mięsa


* Za tę Widelec i scałowania resztek mięsa wznosimy toast czekoladką z cherry! Bardzo!


Bez Ciebie

Wróć
bez Ciebie mam kręgosłup
z waty cukrowej
moralność
rozgryzam jak niesmaczne cukierki
lizaki poupychałam w kieszeniach
lody
ześlizgnęły się z krawężnika
wróć

może napijemy się coca coli?

Chyba znów się wygazowała.


* Dwa ostatnie wersy są trochę zbyt oczywiste, wygazowała siebie, jasna sprawa, prosta puenta, ciut za prosta. Ale cały obrazek pierwszej strofy smakowity. Zupełnie od nieartystycznej strony przychodzi do głowy komentarz, że mocno te teksty kulinarne :)




Paulina Kurpiewska

List do Pani Anny

Pani Anno, napisałam o pani wiersz.
Pokazałam go mojej pani od polskiego, a ona spytała :
-Kim jest Anna?
-Anna nie jest, Anna była. - skłamałam.
Ale to nieważne, ważne, że napisałam o pani wiersz.
Miał być wyjątkowy i doskonały, a niestety jak to mawiał Bursa śmierdzi szczyną.
Ale mogę przysiąc, że się starałam jak mogłam, lecz coś nie wyszło.
Nie jestem poetą, mnie nie ma.
Pani Anno szanuje panią więc wiersza nie przesyłam, choć mam ogromną ochotę wyrazić moje uczucia.
Nie chce, by żywiła pani do mnie urazę.

P.S. Wiem, że nigdy nie będziemy razem.


* Wyróżniony z wielu powodów. NIE DLATEGO, że Poetka ma lat 19, nie ocenialiśmy kategorii wiekowej, choć warte wspomnienia jest to, że wiele osób deklarujących podobny wiek jeszcze było - z naturalnej kolei rzeczy to wynika - o cztery długie kroki od mocnego przyciągnięcia naszej uwagi. Wiersz jest trudny. Z jednej strony język zupełnie nie poetycki, co, oczywiście, ewidentnie efektem zamierzonym jest i dobrze. Z drugiej strony jest w nim niezła tajemnica. Kto, dlaczego, i dlaczego tego listu nikt raczej nie otrzyma.




Krzysztof Janik

*** (Karafka skroplonego erotyzmu)

pieprz mnie opartą o wiśniowy blat
włoskim świeżo zmielonym
przypraw delikatne kąciki ust
możesz troszkę podkręcić ogień

wyszepcz zwilżonym płatkom uszu
przepis na uczucie w sosie własnym
budząc stęsknione smakowe kubki
starannie maluj podniebienie

przypadkiem wpadłam w pańskie menu
myślę że sprostałam słodkim gustom
że zaspokoiłam udo-biodrowy niedobór

*

wiesz czasem myślę o samotnych
zrywających owoce dni w pojedynkę
wtedy najczęściej biorę słuchawkę

zapomnijmy o szczypcie soli
mam ochotę pobudzić sąsiadów
*
nie przestawaj
to tylko kot
uważaj lampa  


* I znowu kulinarnie...:) A tak na serio: właściwie tajemnicy tutaj z kolei brak zupełnie, a jednak jest niepotrzebna. Wiadomo, o co chodzi, a nawet, jeśli to nieważne, to czuć, i to wszystko pół metra nad ziemią. Zwłaszcza malowanie podniebienia.



Jutro: "Konkurs o miłości - ostatni akord I". Zapraszamy z lampką wina, bo pora może być podobna, może nawet już po pracy.



środa, 15 sierpnia 2012

Zupełnie wyjątkowe warsztaty dla Piszących


Wielu młodych ludzi wie, że ma coś do powiedzenia. Wielu - jak uświadomił nam nasz konkurs - robi to dobrze. Z tej okazji proponujemy Wam nietypowe warsztaty. Poniżej - szczegółówe informacje.

Pamiętajcie, że ZAPISY JUŻ TRWAJĄ A WARSZTATY NIEDŁUGO!!


Masz talent? To nie wystarczy

Trwają zapisy na warsztaty PR dla osób piszących

Właśnie ruszyły nietypowe warsztaty PR skierowane do osób piszących: początkujących pisarzy i poetów, którzy mają talent, ale brakuje im siły przebicia. Zajęcia organizuje Wydawnictwo Bramasole, które funkcjonuje również jako agencja Public Relations. Zajęcia odbędą się w Krakowie (21.08), Poznaniu (23.08) i Warszawie (30.08). Zapisy już trwają.

- Niestety w dzisiejszych czasach sam talent to za mało, by wydać książkę, tomik poetycki, przebić się ze swoją twórczością do świadomości czytelników – mówi Agnieszka Żelazko, Dyrektor Zarządzający Bramasole, która prowadzi warsztaty. – Być może brzmi to brutalnie, ale każdy młody twórca powinien wiedzieć jak dobrze się sprzedać, jak zaprezentować się szerokiej publiczności, jak napisać swoją notkę biograficzną, jak złożyć maszynopis do wydawnictwa. To podstawy, od których trzeba zacząć. Dostajemy mnóstwo propozycji wydawniczych i nawet jedna trzecia z nich nie jest dobrze przygotowana – dodaje Żelazko.

Czego można się nauczyć?

Jak napisać swoją "twórczą" notkę biograficzną? Jak przedstawić się szerokiej publiczności? Jak napisać streszczenie swojego opowiadania lub książki, by było ono atrakcyjne dla wydawnictwa? Jak wygląda takie profesjonalne zgłoszenie maszynopisu do wydawcy? Jakie portale dotyczące twórczości warto odwiedzić, gdzie założyć swoje profile pisarskie? Jak prowadzić swojego bloga lub stronę na facebooku, by zainteresować i utrzymać czytelników? Jakie imprezy i spotkania literackie są organizowane w Polsce i czy warto w nich uczestniczyć? Jakie szkoły pisania lub warsztaty kreatywnego pisania istnieją w Polsce i czy warto uczęszczać na zajęcia? Jakie konkursy literackie istnieją w Polsce i co można zgarnąć? Wreszcie: Jak zostać własnym managerem i rzecznikiem prasowym? Jak budować swój wizerunek w mediach? Jak samodzielnie wydać swoją twórczość i ile to kosztuje? Na te i wiele innych pytań słuchacze znajdą odpowiedzi podczas warsztatów.

Kraków, Poznań, Warszawa

Warsztaty odbywają się w trzech miastach Polski: Krakowie (najbliższy termin: 21 sierpnia), Poznaniu (23 sierpnia) i Warszawie (30 sierpnia) oraz trwają średnio od czterech do pięciu godzin. Uczestnictwo w nich jest płatne (369 zł), młodzi twórcy otrzymują od organizatorów nie tylko solidną dawkę wiedzy, ale również drukowane materiały informacyjne. Zajęcia prowadzi Agnieszka Żelazko - autorka dwóch tomików poetyckich oraz książki "Sponsorowana", która w 2011 roku została nominowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS, organizatorka pikników poetyckich, pomysłodawczyni konkursu poetyckiego "Młodzi na łodzi", w którym można wygrać darmowe, roczne warsztaty w Polskiej Akademii Nauk. Agnieszka Żelazko od kilku lat jest związana z PR oraz rynkiem wydawniczym, od 2009 roku zarządza Wydawnictwem Bramasole. Wcześniej współorganizowała działania PR dla HBO Polska, była Specjalistą ds. PR w Deutsche Bank PBC oraz PR Managerem w Banku Ochrony Środowiska. Pracowała również jako Redaktor w agencjach wydawniczych Mediapolis i Agape.

Zapisy i szczegóły: Agnieszka Żelazko: agnieszka.zelazko@bramasole.com.pl


Ps. O zespołu Szkoły Pisania dodajemy: długi i niespodziewany urlop, polegający na ciężkiej harówie dobiega końca. Jeszcze w tym miesiącu - Scenariusz, Krótka Notka o Autorach Wyróżnionych w Konkursie (co by zamknąć już sprawę ostatecznie i planować nowości) oraz, oczywiście, Kluska i Sabinka. Zapraszamy!

sobota, 9 czerwca 2012

Esej - zasady formy pozornie bez zasad

Taaa... Dziś będzie bardziej szkolnie. Ale czasem trzeba.

O ile mówienie o "potrzebie" ma tu sens. Na upartego nie potrzebujemy ani ortografii, ani wielkich znaków. Ani tym bardziej czegoś tak diabelnie grzesznego jak próba sformułowania "zasad eseju". Wszak esej to wolność sama w sobie, to niebo błękitne i chmurki możliwości, to pisanie o czym bądź, byleby lekko, byleby sprawnie, byleby...

Otóż nie. Zapragnęliśmy zwrócić na to uwagę z racji powtarzających się (w publicystyce zwłaszcza) tendencji do uznania, iż hulaj dusza, piekła nie ma, esejem jest wszystko, nawet nakreślone kilka zdań bez większego sensu, ale za to nie na temat. Żaden.

Po pierwsze:

Esej musi mieć TEMAT. Rasowi eseiści, którzy rozrywani są przez największe czasopisma tego świata nie siadają do pracy z założeniem "Coś się skrobnie". Nic bardziej mylnego. Ich motywacją jest zawsze coś. Czuły punkt. Rzecz do przekazania. I oni najpierw tę rzecz wyrażają sobie w duchu, a następnie obudowują wokół niej słowa, zgrabne lub mniej, bardziej lub mniej trafne. Ale nie wychodzi im nic przez przypadek.

I z tej racji specjaliści klasyfikują eseje na publicystyczne, naukowe, filozoficzne i dotyczące sztuki. Jeśli komuś przyśni się wielka chmura lub tęskni za psem, chce to opisać i przez przypadek dojdzie do Leonarda da Vinci do nie będzie to esej, ale wciąż coś w rodzaju pamiętnika...

Po drugie:

To, co korci, to niewątpliwie autorskość formy. Osią eseju jest jakieś zagdnienie, ale zdanie w nim wyrażone reprezentuje autora. Jeżeli nie możecie zdzierżyć euro-ignorantów albo euro-entuzjastów to wokół własnego odczucia budujecie "fabułę" tekstu. Tyle, że nie jest to opis odczuć erotycznych doświadczanych podczas obserwacji gola, ale własne zdanie. Własne zdanie, które....

Po trzecie:

... wyróżnia się językiem. Ma być barwne, ma przyciągać, może pozwalać sobie na niedopuszczalne na przykład w rozprawce metafory, wyolbrzymienia i inne formy stylizacji. Im kolorowszy esej, tym większe szanse na zdobycie sympatyków swojego pióra. Byleby nie przesadzić. I nie pisać o futbolu jak Witkacy o kokainie.

Po czwarte:  

Dobrze nie przedstawiać puenty wprost. Pokrążyć, pobawić się, wyobrazić sobie Boską Komedię Dantego i z kręgu do kręgu, hop-hop. Aż nagle ta-daaam, objawiamy sedno. A czytelnik jest ucieszony i chwali naszą błyskotliwość. Mniam.

Po piąte:

Banalne i jakże nudne, ale... Piszesz o wpływie hodowli psów na ludzką psychikę? Miej naprawdę własne zdanie, wynikające z doświadczenia. Innymi słowy: wiedz, o czym piszesz. Bo okaże się, że dziewięciu na dzisięciu hodowców stwierdzi, że nie widziałeś psa na oczy. I co wtedy?

Po szóste:

Chcesz być zauważony - ślij esej gdzie bądź. Najlepiej od razu do "Wysokich Obcasów", fakt. Ale może na początek spróbuj u nas, zawsze coś podszpeczemy.



DUŻE PEES 

Na konkurs o miłości byl jeden dobry esej, o motylach. Autor: dancer2007. Tytuł: Motyle są passé. Dobry tytuł. A jeśli rozumiemy całość, to dotyczy banału porównań z zakresu konkursowego tematu. Oto fragmenty:

 




Latają, kołują, trzepoczą lub delikatnie muskają skrzydłami. Początkowo starają się zachowywać dyskretnie, ale z czasem organizują wewnątrz ludzkiego brzucha prawdziwe, szalone melanże, upojne imprezy oraz całodobowe party. Popijają musujące drinki adrenaliny i koktajle kortyzolu. Upojone endorfinami, otumanione szczęściem – robią do siebie zapewne głupie miny i wybuchają niekontrolowanym śmiechem. Aż im czułki skaczą jak szalone pompony! W realnym świecie badaniem ich życia zajmuje się nauka zwana lepidopterologią. W realnym świecie są bardziej poważne. W realnym świecie nazywa się je motylami (…).
No tak, ale motyle mogły się w literaturze już trochę znudzić. W końcu w kółko tylko latają i latają. Ile można? Twórcy, autorzy, wszelcy rzemieślnicy oraz artyści słowa prześcigają się w pomysłach opisywania miłości, z których kilka zasługuje na bliższą analizę:

Miłość w ujęciu gastronomicznym (konsumpcyjnym, kulinarnym, kuchennym) – zakochani biorą wówczas swoje serca na ruszt uczucia i pieką je w ogniu miłości. (…)  Gastronomiczne opisy miłości wyróżniają się także tym, iż osoby dotknięte tym uczuciem chciałyby w miłosnym zapamiętaniu „połknąć się w całości”, „pożreć żywcem”, „zjeść ze smakiem”, „pochłonąć wzrokiem”, „sycąc przy tym oczy” widokiem obiektu swego uczucia. Przykładem opisu miłości w ujęciu gastronomicznym jest piosenka „Jedwab” zespołu „Róże Europy”. Wokalista jawnie śpiewa o zaletach smakowych swej lubej, z wyraźną nostalgią w głosie: „Konsumuję lubieżnie co wieczór w ciemnych zakamarkach pokoju”.

Miłość w ujęciu astronomicznym – takie opisy uczuć preferują ci twórcy, którzy zazdroszczą trochę odkryć Mikołajowi Kopernikowi czy Janowi Heweliuszowi. Szukając weny, by jak najdokładniej wyrazić piękno zewnętrzne swej miłości – z rozmarzeniem spoglądają w niebo. Pomijają wzrokiem astronomiczny autokomis – czyli zaparkowany swobodnie Mały Wóz i Wielki Wóz oraz miejscowy ogród zoologiczny – czyli Wielką Niedźwiedzicę, chcąc zaczepić wzrokiem o coś, co wzbudzi w nich natchnienie. I po chwili – sukces! Coś mają! Na niebie nie brakuje przecież tych świecących, złocistych piegów. Stąd też w ich tekstach owe kosmiczne porównania „miał/miała oczy jak gwiazdy”, „jaśniała niczym gwiazda na niebie”, „jej policzki były krągłe jak księżyc w pełni”. Przykładem takiego opisu uczyć jest piosenka śpiewana niegdyś przez aktora Roberta Rozmusa „Mówili na nią słońce”.

Miłość prosto z płytki laboratoryjnej (zwana inaczej po prostu reakcją chemiczną)  - takie opisy uczuć charakteryzują się używaniem przez autora niezwykle hermetycznego, naukowego słownictwa. (…) Ten rodzaj twórcy nie widzi bezpośrednio obiektu swoich uczuć, nie daje się zwieść zmysłowości, tylko opowiada o swoim zakochaniu, umieszczając pipetą w probówce życia endorfiny, oksytocynę, adrenalinę i kortyzol, rodzaj bionarkotyków. Czytelnikom swoich utworów próbuje wmówić, że miłość to rodzaj choroby, wirusa, złośliwego zarazka i wciąż jeszcze nikt nie wynalazł na nią skutecznej szczepionki.

Miłość w stylu harlequina – ten styl opisywania zakochania czy miłości bardzo łatwo rozpoznać. Nie potrzebujemy do tego żadnego silnego szkła powiększającego, papierka lakmusowego i odczynników czy specjalnych umiejętności. Po prostu jeżeli zauważymy, że bohater jakiegoś utworu chwyta kobietę w talii i próbuje zrobić z niej w porywie namiętności spontaniczny mostek, bądźmy czujni! (…) Zamiast zwyczajnie ją pocałować, woli przeginać jej kibić wdzięcznie do tyłu, wyginając przy tym jej ciało w różne esy – floresy z pogranicza gimnastyki artystycznej chińskiej szkoły cyrkowej. Ta jego wybranka też jest przy tym jakaś dziwna – nie idzie z nim zwyczajnie do łóżka, ale „porywa ją wir namiętności” (…)

Miłość w stylu łatwopalnym - jeśli trafimy na taki opis miłości, zachowajmy wzmożoną ostrożność! Nie czytajmy dalszego ciągu takiego tekstu, jeśli wcześniej nie podejmiemy kroków, mających na celu zapewnienie sobie bezpieczeństwa. Przede wszystkim upewnijmy się, że pamiętamy numer do tych przystojniaków ze straży pożarnej (gwoli przypomnienia – to 998 lub alarmowy na komórki 112). Sprawdźmy czy mamy pod ręką koc gaśniczy, homologowaną gaśnicę lub ewentualnie zabawki na wodę (plastikowe pistolety, jaja wielkanocne i armatki wodne) (…). Ten rodzaj opisów uczucia bogaty jest w takie wyrażenia, jak „ogień miłości”, „żar miłości”, „płomień miłości”, „miłość ją/jego rozpaliła”, „pałał do niej afektem”, „pałała do niego gorącym afektem”, „rozniecił w niej miłość”, „rozgorzał ku niej miłością”. Uch - jak gorąco! Puff – jak gorąco! Uff – jak gorąco! 

Miłość w stylu laurki dziecięcej – ten rodzaj opisu miłości charakteryzuje się występowaniem rymów częstochowskich i banalnego słownictwa („Tak cię kocham, że aż szlocham”, „Kwiczę z radości na widok swej miłości”). Najczęściej pojawia się na wewnętrznych stronach dziecięcych laurek okolicznościowych i wyłącznie tam powinien pozostać. Uwaga! Jeśli zatem autorem słodko-mdlących rymów jest istota ludzka mająca niewiele ponad metr wzrostu, posiadająca jeszcze zęby mleczne, uroczo sepleniąca, która zamiast dowodu osobistego nosi przy sobie wyssany do szpiku – plastiku smoczek – powinniśmy na widok owych rymowanek piać z zachwytu jak świeżo wypuszczone z kurnika koguty. Dodatkowo: bić brawo, wiwatować, całować mądre główki naszych pociech i wręczać im nagrody motywujące. Jeśli bowiem wierzyć wszelkiej maści współczesnym „supernianiom” – z niedocenianych maluchów wyrosnąć mogą niepewni siebie, zakompleksieni dorośli, potencjalni wieloletni, namolni rezydenci gabinetów odnowy psychologicznej. Jeśli jednak o miłości banalnie pisze osoba dojrzała („Twoje oczy są jak oceany nieskończoności, więc zapewniam cię o swej miłości”) – należy jej wyrwać narzędzie służące do torturowania kartki i produkcji kiczu (odpowiednio – długopis, ołówek lub klawiaturę komputera). Jeżeli bowiem pozwolimy jej na dalszą ekspansję rymotwórczą – gotowa jeszcze doszukać się u siebie talentu literackiego i samozwańczo tytułować mianem „wielkiego, niezrozumianego, nieodkrytego przez niegodziwy świat poety”.
(...)
Wyróżnić możemy także inne rodzaje opisów miłości, jak choćby miłość w ujęciu okulistycznym (na przykład w zdaniu: „Był jeszcze młody, to była ślepa miłość”), miłość liczebnikową („Był jej pierwszą/drugą/trzecią miłością”, „Była jego setną/tysięczną/milionową kochanką”), miłość nierdzewną (odporną na korozję, gdyż przecież „stara miłość nie rdzewieje”) i miłość śpiącą (wówczas należy miłość w kimś obudzić i nie pozwolić jej zasnąć, choćby ziewała rozdzierająco, miała podkrążone z niewyspania oczy i wciąż chodziła ubrana tylko w piżamę). Na kartach wielu starszych, pożółkłych książek możemy jeszcze przeczytać o „miłości żywionej ku komuś”. Jeśli zdecydujemy się współcześnie zastosować w tekście takie wyrażenie (niczym prawdziwi hodowcy) - musimy wiedzieć czym taką miłość żywić: pokarmem stałym czy płynnym, ziarnami zbóż czy też świeżymi kawałkami mięsa.

Jak zatem pisać o miłości, żeby pominąć jakoś te oklepane czerwone serduszka, różowe baloniki, słowotwórczą watę cukrową, pluszowe misie, amorki – gipsowe potworki, odwieczne matryce przesłodzonych słówek oraz foremki banalności? Być może cała sztuka polega na tym, by wyrazić pisemnie uczucia bez użycia powyższych elementów i tego majestatycznego, górującego nad ludzkim życiem słówka na „m”. Może prawdziwi akrobaci słowa pisanego potrafią w tak profesjonalny sposób destylować ów wyraz w swoim umyśle, że przeobraża się on w setki odmiennych uczuć, bardziej wartych opisania oraz  zapamiętania przez czytelnika. Samej miłości nie sposób wyeliminować z literatury – książki wówczas byłyby bowiem zaledwie skupiskiem pustych kartek, oferowanych przez wydawnictwa w zawyżonej cenie. Taniej byłoby kupić sobie notes. 

dancer2007
 


Swoją drogą autor zdziwiłby się, wiedząc, ile z opisanych przez niego demonów przewinęło się przez konkurs....

Przy okazji, żeby nie było, żeśmy zupełeni nieprofesjonalni: w kategorii esej w Nagrodzie Literackiej Gdynia: "Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni" Stefana Chwina. Esej płynący przez kilkaset stron. Bez zająknięcia. Pochylony nad konkretnym zagadnieniem, dziwnym, dziwacznym, ciężkim i fascynującym - nie snuje powieści, ale... esejuje. Polecamy.





niedziela, 20 maja 2012

Piszcie erotyki.

Całujemy stópki! Kajamy się! To ostatnia taka przerwa. Dużo się działo, plany się pozmieniały, no swoją drogą Sodoma i Gomora. Dlatego Scenariusz nastepnym razem będzie, a dziś erotyki. Wiosna się kończy, zdążyć trzeba.

Czym jest erotyk? Najprościej odpowiedzieć sentencją stworzoną na poczekaniu: "miłość miłością, zmysły zmysłami". Czyli inaczej oddajcie Bogu, co boskie, a Cesarzowi, co cesarskie. O ile wyrażamy się jasno, a mam nadzieję, że tak...

Porad, co do pisania, będzie kilka. O ile tematyka miłosna jest szeroka jak modry Dunaj (co pokazał nasz konkurs walentynkowy), o tyle erotyka jest bynajmniej dziedziną wąską, chociaż - czego nie należy mylić - daje szerokie pole do popisu i opisu. Mówiąc prościej: teksty tego typu będą zawsze albo o doświadczeniach fizycznej bliskości albo o pragnieniach doświadczeń. To ostatnie niech pocieszy młodych i nieśmiałych, którzy nie mieli okazji opisać dnia wczorajszego: zawsze mogą opisać sen.

Ad rem:

Najczęściej w erotykach, dzięki Leśmianowi pewnie, dużo jest szczegółów i dużo opisów, dźwięki - głównie szepty - wrażenia dotykowe, smaki... Jednak czasem da się wziąć na warsztat jedno odczucie i opisać je prosto:


Prośba


Rafał Wojaczek
Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej
Na pewno nie mieć mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła

Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś
Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz



Czasami opisane jest nie-wiadomo-co. Taki malinowy chruśniak, którego słuchamy na płycie winylowej w wykonaniu Grechuty i Jandy, a po ukończeniu lat piętnastu orientujemy się, że to nie było niewinne, ta zabwa malinkami... No dobrze dość prywaty. O to po prostu chodzi, że ciekawym zabiegiem jest opis niedosłowny. Czego świetny przykład mieliśmy w wierszach konkursowych.

Zatem primo: znany nam - mam nadzieję, że wszystkim - chruśniak:




Secundo: dwa teksty z konkursu. Pierwszy, Marzeny Przekwas, o mało co nie otarł się o zwycięską piątkę:


Erotyk niemożebny
czyli w punkcie ksero


delikatnie z tą maszyną
niech pan wciśnie guzik
powyżej rozchylenia widełek
szufladę stuknąć młotkiem
od wewnątrz
jak przy oklepywaniu
na litość boską
nie całą ręką
musi pan wymacać rolkę
ostrożnie nasunąć na igłę
potem już pójdzie


Zaskoczenie było, czytano po kilka razy i się doczytano, ogólnie rzecz ujmując, Literatury przez eL. Drugi tekst, jeszcze z konkursowych, niezwykle prosty, ale... właściwie to zwiewny.


Zbigniew Kozula, "Wizyta":

zmierzwił włosy
i zaraz potem
podniósł spódnicę
a przy okazji
przewrócił wazon
gdy trzasnął drzwiami
już go nie było
niespodziewany
wiatr czy kochanek?

To, do czego zachęcamy, to mimo wszystko do mieszania form. Prostoty charakterystycznej dla współczesności i... mimo wszystko do leśmianizmów, ociekających zmysłami, ze hej. A na koniec, dla odważnych:


Potępienie rozkoszy.



Komentarze jak zawsze mile widziane. Erotyczne również.


 

wtorek, 10 kwietnia 2012

Wywiad - rozmowa niebanalna

Kłaniamy się nisko i poświątecznie. Szkoła Pisania przekonana była, że na skutek przejedzenia będzie musiała spisać testament ("Żyłem z wami, płakałem i cierpiałem z wami...", albo coś podobnego), ale jednak wszyscy przeżyli. 

A skoro przeżyli, mają czym łapać się za głowy - bo oto czytają wywiady w prasie i na portalach internetowych i na ogół im się nie podobają, no ale... Po prostu czytają nie te, co trzeba.

Wywiad też jest sztuką. Nie wystarczy przygotować sobie pytań na karteczce. Bo jeżeli odpowiedź na pierwsze będzie zaskakująca i pojawi się przy okazji masę zagadkowych kwestii, to co wtedy? Wtedy drążymy temat. Dlatego wydaje nam się, że wywiady na żywo (lub na czacie, oczywiście - po prostu te elastyczne) są żywsze, co zawsze się rzuca w oczy.

Dobrze jest wybrać rozmówcę nietypowego. "Nietypowego" nawet nie w sensie: o którym nikt nigdy nie słyszał. Ale rozmówcę, z którym wywiadu nie ma w każdej gazecie (zakładając oczywiście, że macie dojścia do takich osób :)). Zawsze dziwiło mnie w tak zwanych "gazetkach szkolnych", dlaczego nigdy nikt niei przeprowadził rozmowy z Panią Woźną, a zawsze tylko z dyrektorem.

Swoją drogą - jeżeli przeprowadziliście kiedyś interesujący wywiad, podeślijcie nam linka. My zamieszczamy linka do wywiadów z mniej znanymi, ale godnymi uwagi ludźmi pióra (pozdrawiamy przy okazji Autorów strony):


Konkluzja: najwspanialszym, najbardziej mrożącym krew w żyłach i najbardziej dogłębnym wiwiadem wszechczasów jest naszym skromnym zdaniem książka "Rozmowy z katem". Wiemy, że brzmi lekturowo. Wiemy, że wcale nie jest to sensu stricte wywiad. Ale mimo iż nie życzymy Wam, byście siedzieli w więzieniu z bestialskim esesmanem, to dokonanie tak dogłębnej analizy cudzej psychiki poprzez rozmowę jest naprawdę osiągnięciem niezwykłym.

Pozdrawiamy i na tym kończymy baju baju, nastepnym razem konkretne wskazówki, co do scenariusza.  
 

piątek, 23 marca 2012

Ewa Jabłońska


Dziś prezentujemy ostatniego ze Zwycięzców (ktorzy wyrazili wolę pomachania Czytelnikom z bloga Szkoła Pisania). Najpierw jednak przedstawimy plan na najlbliższe dni:

1. Witamy wiosnę, czyli z zapalem zabieramy się do pracy. Będzie o wywiadach, o scenariuszach, o konkursach i o wielu, wielu innych.

2. Osoby wyróżnione będziemy publikować na bieżąco, na zmianę z "normalnymi" postami.


A zatem "Pierwsza miłość Marka K.". Autorka, która jeszcze nie stworzyła arcydzieła typu "Rzeźnia nr 5." ale już wie, że wielkie rzeczy nie wymagają wielkiego języka. (Ze wspomnianej "Rzeźni": "Zabili go za kradzież czajnika. Zdarza się").
Tak i tu. Pozorna swoboda narracji. Kto się wczyta uważnie, niech dostrzeże. Albo - niech nie dostrzega, bo przecież "Niech siedzą, niech pierdzą i niech nicniewidzą". 



Pierwsza miłość Marka K.

Marek Kłyś zobaczył kobietę w dziewczynce. Widzenie w kobiecie dziewczynki, stan, którego pożądają u mężczyzn kobiety, wykiełkuje w Kłysiu kiedyś tam, długo po tym pierwszym, odwrotnym widzeniu. Sprawi, że świat w promieniu czterech kilometrów od Kłysia będzie lepszy. Tak gdzieś przynajmniej do Falenicy. Teraz jest jeszcze wszędzie taki sam. Niebieska Ela–Nela ma okrągłe, cytrynowe oczy, drapie się pod pachami i jest aniołem. Przypina skrzydła z gałęzi, z białej folii i waty, a potem leci, leci nisko nad ziemią przez osiedle Wronia.
Czasy przedszkolne Marka Kłysia trwały tak długo, dopóki nie przyjechał dźwig i nie zabrał koników, drabinek i autobusu bez kół. Marek Kłyś spędził w przedszkolu wiele pór roku, zawsze kończących się początkiem kolejnych. Szedł tam z myślą, że uda mu się pohuśtać na huśtawce przeznaczonej dla dwóch osób. Podobna nadzieja, a może nawet taka sama, przyświecała wujowi Kłysia, Adamowi Kłysiowi, bratu Ojca Kłysia. Adam Kłyś nie chciał mieć żony, dziewczyny, konkubiny, ani w ogóle żadnej kobiety obok siebie, ale chciał mieć wyprasowane obrusy, cudne pajęcze firanki, grzybową i te stany niewyobrażalne i krótkotrwałe codziennie przynajmniej raz. 
Marek Kłyś przesiadujący to na jednym, to na drugim siedzonku konika, rozważał swoją przyszłość, od czasu do czasu podrygując, bo w jego mniemaniu grawitację można było przechytrzyć znienackowym ruchem. U Marka Kłysia takie nadzieje były echem jego poprzedniego wcielenia, w którym był egipskim kapłanem, ponieważ wszyscy byli w poprzednich wcieleniach egipskimi kapłanami. Więc i Marek Kłyś, choć do tego kapłaństwa go zmuszono, jednak podrygiwał. Kiedyś, siedząc na koniku, z brodą wsuniętą między mokre o jakiejś tam porze roku drewniane końskie uszy, Marek Kłyś postanowił, że będzie kochał tylko anioły. Wszystkie znane mu wówczas kobiety nie były aniołami. Czasem, kiedy Marek Kłyś słuchał, jak Pani Kropka, sąsiadka z psem Kropką śmierdzącym, doradza wszystkim, bez względu na płeć, usunięcie macicy – bo to się może popsuć kiedyś, zrakowacieć, a tak, ciach, nie ma i spokój – Marek Kłyś nie mógł wyjść z podziwu, jak bardzo można nie być aniołem. Ale przyszedł jeden dzień mroźny i noc ziębnąca, przyklejona do szyb, szklista, prześwitująca pod światło latarni za blokiem Kłysiów i Marek Kłyś zobaczył i rozpoznał anioła.
Niebieska Ela–Nela nie żuje gumy, nie gryzie palcom paznokci, nie porusza ustami. Jej wargi prawie zanikły, od niemówienia zapadły się pod język. Ela–Nela, pomyślał Kłyś. Poszedł do domu, bo był już czas, żeby oderwać kawał chleba, ukroić kiełbasę, która bielała za oknem na mrozie, a nie kończyła się nawet w święta, kiedy wszyscy jedzą więcej, kroją ją, rwą i chrzanem chrzanią. Poszedł, urwał, uciął i wszedł pod kołdrę. Zapatrzony w majak Niebieskiej Eli–Neli–Anioła, z całej siły postarał się wyobrazić sobie Elę–Nelę wydalającą cokolwiek. Jakiś brud nieanielski. Nic. Do rana nawet kropli moczu w śnieg. Rano oczy Eli–Neli zamarzały, zamieniały się w szkliste kule. Przetaczały się w poprzek chodników i przygniatały Marka Kłysia do murów, kiedy wracał ze szkoły, szedł żeby pochodzić, kiedy stał w oknie żeby postać, a murami były wtedy miejsca przed nim: puste, i miejsca za nim: Stary Kłyś fotelujący, mordędrący telewizor, prasująca Matka Kłyś, Ojciec Kłyś, ściana, kontakt, spięcie. Gasło światło. Po ciemku nie było boskiej siły, by Ela–Nela choćby zbliżyła się do przemiany materii. Była światłem, a Marek Kłyś myślał pod kołdrą o Eli–Neli Niebieskiej w złotej sukience, w majtkach prawie bez majtek i całkiem bez piersi. Myślał, że Ela–Nela gdzieś jest, że śpi pod dwadzieścia trzy i zapominał o oddechu. Kobiety bez piersi były dla niego istotami niosącymi nadzieję, że nigdy nie będą Matkami Kłyś. Wyobrażał sobie, że płaskie kobiety piją mleko z kartonów, a kobiety wypukłe żłopią je z butelek, niechlujnie obskubanych z kapsli. Dla Eli–Neli, dla jej włosa wokół palca, oddechu w puszce po kawie, jej rajstop na każdym sznurze, za jej uśmiech, jej włos, jej oddech, jej wargi, jego wargi, jej rajstopy, jej nogi, dla niej nie trzymał już myśli kurczowo. Oto pierwsza udana ucieczka Marka Kłysia od reszty Kłysiów. Niech siedzą, niech pierdzą i niech nicniewidzą. Niech jedzą banany ze skórą.


środa, 14 marca 2012

Donata Janiszewska

"Samotnością zarażasz się od ludzi, których kochasz". Kochajmy więc, ale trzymajmy dystans i nasze własne, nieprzekraczalne światy.

Naprawdę o to chodzi? Wcale nie wydaje się to nikogo radować. Tekst napisany jest wprawdzie bez dzikich emocji i szału, na spokojnie i bez rozpaczy, ale z lekką jakby rezygnacją (o ciekawych, nawet zaskakujących obrazach nie wspominamy, przy pierwszej strofie zabolały nas palce!), niby nam nie grozi, a przecież grozi. Bo przecież epidemia się rozplenia, jak to epidemia.

Pozdrawiamy kochających, skazanych na plagę samotności.




epidemia


poraniłam sobie dłonie
o odstraszacze gołębi
w twojej marynarce


po co jeszcze je nosisz
przecież od dawna nie przesyłam
ci żadnych wiadomości


czytam na głos tytuł prasowy
samotnością zarażasz się
od ludzi których kochasz

nic nam nie grozi mówisz
i wieszasz w oknach
wilgotne zasłony







więcej: http://kohoutek.digart.pl/

czwartek, 8 marca 2012

Paulina Matuszewska

I mamy kolejną prawdę o miłości. Nikt nie obiecywał romantyzmu, ani czerwonych serduszek. Mamy za to "zręczną oprawę" w... nie, nie, w Photoshopie. W niewyszukanym, niewydumanym szorstkim obrazie, w bogactwie subtelnych skojarzeń, w otwartości na formę (patrz: dialog w wierszu).   



Ballada

na początku były słowa
potem parę drinków
no kto by pomyślał
że ona taka poważna z takim
plecionym warkoczem
intelektualnym zapleczem
matka prawniczka ojciec profesor
pokój z balkonem perspektywy
a tu proszę jaka zmaza

- szorowałam. nie schodzi

- weź Julka nie histeryzuj
nie jest tak źle. dodamy
w tle Stevie Wondera. w rogu
wazonik z różami. kilka
gwiazdek wkleimy od spodu

zręczna oprawa w Photoshopie
i można powiedzieć
że było całkiem
całkiem nadzwyczajnie

niedziela, 4 marca 2012

Paweł Iwańczuk

Jurorzy główni i Jurorzy pomocniczy byli pewni - ta delikatność artystycznych środków, brak nachalności językowej... A jednocześnie tak daleko, daleko od możliwego banału. Wyobraźnia pieni się, kiedy czytamy te wiersze. A między wersami jakaś ulotna, niepokojąca historia...


Akupunktura kochania


na śniadanie zjadłem pajdę chleba przypominającą niezastane chwile
kiedy mieliśmy być jak te dzieci z piaskownicy

powoli przyzwyczajam się do butelek octu i roztrzaskanych klepsydr

dzisiaj pojadę na szarobury peron
usłyszę stukot lokomotywy i niewinne zdania wysiadających ludzi
zamilknę

tak jak wczoraj i jutro
(ciebie nie było w wagonie)

przypomnę sobie dzień gdy kupiliśmy
domek letniskowy w kanadyjskiej tundrze
sadziliśmy karłowate brzozy i deptaliśmy borówki

tatusiu!
ten pan który stoi na dachu katedry chce chyba skoczyć

ach synku
on tylko kocha
zakopuje się w zaspach milczenia

umiera z latawcem w dłoni i nieumeblowanymi pokojami






Listopadowe rozmowy

dawno temu było sobie życie
polegało na wiosennych spacerach po połoninach
zakamuflowaniu skostniałych ścian za mgłą
(znikają utopijne wizje dzieciństwa bo odeszłaś)

niezasadzone róże tarmoszą się wśród bezszelestów marzeń


odprawiamy spowszedniały rytuał tłumienia łez

chłopiec z latawcem odpina guziki i chowa się w kątach
nieprzeczytanych bajek

tato!
odbierz telefon
to może mama
 
i znów uporczywe tkanie wełnianych swetrów
mówiąc że będzie dobrze

nie zrozumie szemrania pustych krzeseł i tego że

mama nie istnieje


 

niedziela, 26 lutego 2012

WYNIKI KONKURSU I DUŻO UWAG WIELCE ISTOTNYCH

Wyniki konkursu "Jak pisać o miłości".


Było to tak... Dzień przed ostatnim dniem przyjmowania zgłoszeń, maili w skrzynce było około czterystu. Podczas nocy ostatecznej doszło aż osiemdziesiąt nowych! Informowaliśmy, że wyniki będą - przy naszej dobrej woli i ciężkiej pracy - jeszcze w lutym. Ba, informowalismy kilka razy... Ale nie, nie gniewamy się za natarczywe dość dopytywania o termin wyników. Znamy życie. Ludzie po pierwsze tacy są, a po drugie 80% z nich - podobno - nie rozumie tego, co czyta.

Wracając do meritum. CZTE-RYS-TA OSIEM-DZIE-SIĄT! Przerosło to nasze najśmielsze oczekiwania. Czytaliśmy i czytaliśmy. Co tam się nie działo! Pościgi, porwania, płacze, dużo śmierci, dużo łez... Nie możemy powiedzieć, aby wszystkie utwory mieściły się na pewnym poziomie literackim, ale mimo to: bardzo wszystkim dziękujemy, wszystkim czterystu osiemdziesięciu.

Etap po pierwszym "odsiewie" był problematyczny. Pozostało 87 niezłych utworów. Niektóre rymowane, niektóre nie, niektóre zabwne, z fajną, trafną puentą, niektóre poważne, dające do myślenia. Niektóre zawierały tak perełkowate sformułowania, że gdy w końcu odkładaliśmy je na bok, robiliśmy to ostrożnie, z bólem serca. Zabrakło, najczęściej, pewnego dopełnienia treści z formą, które odnaleźliśmy w utworach nagrodzonych. Czasem tekst był dobry, ale zbyt zawiły, zbyt przeintelektualizowany. Czasem miał po prostu za dużo słów. Czasem był dowcipny i czytanie sprawiało nam wiele przyjemności, ale w ostatecznym rozrachunku brakowało czy to głębi, czy językowego artyzmu.

Summa summarum. Propozycje nasze są następujące (uwaga! czasami Państwo nie podpisywaliście się i personaliów domyślamy się po adresach mailowych - proszę nam zgłaszać błędy!).

I. Nagrody książkowe, publikacje na blogu i serdeczne gratulacje otrzymują:

1. Paweł Iwańczuk - za wszystko, co nadesłał, a więc zarówno za wiersz "Akupunktura kochania", jak i "Listopadowe rozmowy"

2. Magdalena Geraga - za opowiadanie "Najlepszy ze światów" oraz za dwa wiersze: "(nieodwzajemniona) miłość do miasta" oraz "...dla Ciebie..."

3. Paulina Matuszewska - za wiersz "Ballada"

4. Donata Janiszewska - za wiersz "epidemia"

5. Ewa Jabłońska - za opowiadanie "Pierwsza miłość Marka K."


II. Uwaga! Szczególne pozdrowienia i propozycję publikacji na blogu otrzymują:

1. Marzena Przekwas za wiersz "Erotyk niemożebny czyli w punkcie xero"
2. Paulina Kurpiewska za pierwszy "List do Pani Anny"
3. Marcin Sztelak za wiersz "Okolicznościowy. Starym piórem"
4. Krzysztof Janik za wiersz "*** (karafka skroplonego erotyzmu)"
5. Arek Bystrowicz za wiersz "Pantofel"
6. Ania Piwowarska za wiersz "O miłości między innymi"
7. Milena Kowalska za wiersz "Przyjaźń damsko-męska" oraz wiersz "Bez Ciebie"
8. Zbigniew Kozula za wiersz "Wizyta"
9. Monika Dudziak-Kociałkowska za wiersz "malinowy poranek"
10. Izabella Meyer - za wiersz "Incydent"
11. Aleksander Jasinowski - wiersz "mała bolączka"

III. Doceniamy:

1. Monika Biesaga - "Walentynkowa wyprawa" - kiedy będzie wpis dotyczący oryginalności formy, z pewnością zacytujemy Pani tekst
2. dancer2007 - jedyny dobry esej, też być może wykorzystamy (na Szkole Pisania rzecz jasna)
3. Bogna Strykowska - wyobraźnia zrobiła na nas wrażenie :)
4. Agnieszka Rogala - gratulujemy lekkości i dowcipu


Publikacje na blogu nie będą regularne, ale częstsze niż wpisy. Chętnie damy tekst razem z krótkim komentarzem - dlaczego zostało coś nagrodzone, wspomniane itp. Zwycięzców prosimy o nadsyłanie na adres Szkoły Pisania swoich adresów korepsondencyjnych.

Dziękujemy raz jeszcze! Dzięki Wam nigdy nie mieliśmy okazji dowiedzieć się o miłości tak wiele! Pozdrawiamy!

piątek, 17 lutego 2012

Kluska i Sabinka. Odcinek specjalny

Dziś Kluska i Sabinka przyszły z zewnątrz! Szkoła Pisania otrzymała Odcinek Specjalny od bloga prozaicy.blog.onet.pl. Ocieramy łzy wzruszenia i dziękujemy serdecznie!


poniedziałek, 13 lutego 2012

Temat ciekawy – czyli jaki?

XXI wiek wydaje się być wiekiem reportaży. Przez gąszcze nieodkrytych lub odkrytych niedokładnie krain przedzierają się Jacek Hugo-Bader, i Mariusz Szczygieł, Wojciech Jagielski, Wojciech Tochman i inni, a my cieszymy się, bo lubimy ich książki.

Lecz nie samym reportażem człowiek żyje. Dlatego dziś zastanowimy się nad ciekawym tematem w prozie.

Nasza teza jest prosta: im bardziej książka jest realna, tym więcej osób poruszy. Im więcej poruszy, tym bardziej sprawdzi się jako książka. Dziś polecamy Wam dzieła, w których stoją prawdziwe miasta, żyją ludzie, którzy mogli być prawdziwi, toczą się mają swoje historie, które na pewno komuś się przytrafiły, lub prawie przytrafiły, lub mogły, z pewnością mogły się przytrafić…
Osadzenie książki w konkretnych realiach ożywia ją. Przyjemnie jest zresztą, naszym zdaniem, poznawać miasto, panstwo, minioną lub obecną epokę, albo realia danego środowiska społecznego.

Lada chwila pojawi się w kinie film Małgorzaty Szumowskiej „Sponsoring”. Bardzo ciekawi nas, z jakiej strony problem będzie ugryziony. Głównie z tego powodu, iż będzie można porównać go z książką „Sponsorowana” Agi Kuligg (napisanej, zresztą, wcześniej). Jest to dla nas ciekawe, bo właśnie za realia była „Sponsorowana” chwalona. Za realia typowo polskie, za historię, która właśnie się, być może, komuś przydarza. Dziewczyna z małego miasteczka, bogata Warszawa, kompleksy, pragnienie bycia kimś innym, no i ten dziwny stosunek człowieka do pieniędzy, który wymyka się często psychicznej równowadze.




A jednocześnie, mimo wszystko, nie jest to reportaż.

I tu pojawia się właśnie powód, dla którego można po pozycję sięgnąć: temat (przy okazji: rozmowa z autorką: http://ksiazki.wp.pl/tytul,Szukam-sponsora-Rozmowa-z-Aga-Kuligg,wid,16913,wiadomosc.html), który porusza, a który jednocześnie jest stworzony, a nie odwzorowany. Tym samym powieść jest zawsze górą: bo temat nie musi być współczesny - z tymże z takim nieco łatwiej się przebić, być może więcej osób zechce poznać historię poznańskiego bezdomnego niż żołnierza wojny secesyjnej.
Gdy zatem poznasz bezdomnego i o nim napiszesz, możesz mieć nadzieję, że książka będzie wartka, autentyczna. Gdy nigdy bezdomnego nie widziałeś, nie usłyszysz jego historii, może się Twoje przedsięwzięcie co najmniej nie udać. Zatem: do dzieła. Do ważnych problemów, do piór. Może uda komuś się opisać miejscowość tak dobrze, jak Stefan Chwin w Hannemanie opisał powojenny Gdańsk, albo tak dobrze opowie o polskiej mentalności za granicą, jak opowiedział o japońskiej Haruki Murakami  w „Norwegian Wood”, a może poruszy problem zawsze złej wojny, wciąż gdzieś trwającej, jak zrobił to w swoim czasie sam Vonnegut? A może napisze o czymś, co jest ważne dziś, ale czego nie opisano jeszcze wystarczająco?
Wystarczy temat, dobry temat. I odrobina wyobraźni.  

Czekamy na Wasze uwagi - jak zawsze.

Ps. Jako że nasz aktualny konkurs dobiega końca, informujemy Was, że wpłynęło ponad 400 prac, które czytamy na bieżąco i wciąż, ale terminu X nie jesteśmy w stanie podać. Jesteśmy w stanie co najwyżej obiecać: postaramy się do końca lutego.

czwartek, 2 lutego 2012

Wisława Szymborska


Niekoniecznie jest tak, że nie wiemy, co napisać. Niekoniecznie jest tak, że uważamy, iż blog jest tak sprofilowany, że nie zmieszczą się w jego profilu "ciekawostki" z literackiego świata. 
To nieco bardziej skomplikowane. Zbyt zagadkowe, zbyt filozoficzne, zbyt metafizyczne. Ot, osoba powszechnie znana. Ludziom czytającym znana bardziej. Gdzieś w głowie frazy, kawałki, przemyślenia, jakie miało się pod wpływem lektury jej tekstów. Świadomość jej uroku i dowcipu - jakże często kontrastowana była z poważnym, posępnym mędrem: Miłoszem! - i inne fragmenty obcowania osobą przecież nam nieznaną.

No tak. A potem nagle zaskakuje wiadomość i nie wiadomo, co z wiadomością się robi, jak ją sobie przysposobić, uładzić. Akurat wodząc wzrokiem po półce trafia się na wydany przez Agorę czteropak płyt -

I włącza się i ogląda. I zaskakuje, słysząc, jak sam Woody Allen mówi, że miała ona "wielki wkład w moje zadowolenie z życia". I uśmiecha się, i spędza wieczór miło, choć przecież ze śmiercią. 

Zatem dziś bez literackiej dydaktyki. Dwa wiersze, jeden na okoliczość:
      
 
Chmury
 
Z opisywaniem chmur
musiałabym się bardzo śpieszyć -
już po ułamku chwili
przestają być te, zaczynają być inne.
Ich właściwością jest
nie powtarzać się nigdy
w kształtach, odcieniach, pozach i układzie.
Nie obciążone pamięcią o niczym,
unoszą się bez trudu nad faktami.
Jacy tam z nich świadkowie czegokolwiek -
natychmiast rozwiewają się na wszystkie strony.
W porównaniu z chmurami
życie wydaje się ugruntowane,
omal że trwałe i prawie że wieczne.
Przy chmurach
nawet kamień wygląda jak brat,
na którym można polegać,
a one cóż, dalekie i płoche kuzynki.
Niech sobie ludzie będą, jeśli chcą,
a potem po kolei każde z nich umiera,
im, chmurom nic do tego
wszystkiego bardzo dziwnego.
Nad całym Twoim życiem i moim, jeszcze nie całym,
paradują w przepychu jak paradowały.
Nie mają obowiązku razem z nami ginąć.
Nie muszą być widziane, żeby płynąć.

 
A drugi nasz ulubiony...


Kilkunastoletnia

Ja - kilkunastoletnia?
Gdyby nagle, tu, teraz stanęła przede mną
czy miałabym ją witać jak osobę bliską
chociaż jest dla mnie obca i daleka?

Uronić łezkę, pocałować w czółko
z tej wyłącznie przyczyny
że mamy jednakową datę urodzenia?

Tyle niepodobieństwa między nami
że chyba tylko kości sa te same
sklepienie czaszki, oczodoły,

Bo już jej oczy jakby trochę większe,
rzęsy dłuższe, wzrost wyższy
i całe ciało obleczone ściśle
skórą gładką, bez skazy.

Łączą nas wprawdzie krewni i znajomi,
ale w jej świecie prawie wszyscy żyją
a w moim prawie nikt
z tego wspólnego kręgu.

Tak mocno się różnimy
tak całkiem o czym innym myślimy, mówimy.
Ona wie mało -
za to z uporem godnym lepszej sprawy.
Ja wiem o wiele więcej -
za to nie na pewno.

Pokazuje mi wiersze,
pisane pismem starannym, wyraźnym,
jakim ja nie piszę już od lat.

Czytam te wiersze, czytam.
No może ten jeden,
gdyby go skrocić
i w paru miejscach poprawić.
Reszta niczego dobrego nie wróży.

Rozmowa się nie klei.
Na jej biednym zegarku
czas chwiejny jeszcze i tani.
Na moim dużo droższy i dokładny.

Na pożegnanie nic, zdawkowy uśmiech
i żadnego wzruszenia.

Dopiero kiedy znika
i zostawia w pośpiechu swój szalik.

Szalik z prawdziwej wełny,
w kolorowe paski
przez naszą matkę
zrobiony dla niej szydełkiem.

Przechowuję go jeszcze.