niedziela, 2 października 2011

LITERATURA WULGARNA

Literatura jest ostatnim chyba obszarem, w którym  brzmienie języka sprawia nam jeszcze przyjemność... Jechałam kiedyś autobusem i usłyszałam:

A: No, k..., coś trzeba wybrać, k...., a ty jak?
B: No ja, to k... na medycynę.
A: Na medycynę k....??!!! A wiesz ile tam jest k.... roboty?
B: No ile?
A: W ch.....

Zdębiałam lekko, tylko lekko (niestety, pewne rzeczy nie robią już na człowieku wrażenia), wróciłam szybko do stanu wyjścia, ale niesmak pozostał. Pomyślałam o literaturze. Czy czytając powieść lub wiersz, po natknięciu się na wulgaryzm niesmak pozostaje? Wręcz przeciwnie? Czasem tak, czasem nie? No to o co chodzi...?

1. Nie klnij

Poetycką gwiazdą ostatnich lat był Charles Bukowski. Ten, który prostotę stylu i wulgaryzm języka potraktował jako wytyczne swojej lirycznej drogi. Opisywał świat, w którym „wciąż gałęzie się łamią, ptaki spadają, budynki płoną, kurwy stoją na baczność”. Opisywał siebie, „pijany kiedy tylko się dało, oczytany, wygłodzony, przygnębiony, ale mówiąc szczerze jedna młoda dupa zmazałaby wszystek mój żal”.

Źle pisał? Nie. Problem polega bardziej na tym, że niedługo potem powstał trend zbukowizowania poezji, polegający na tym, że imitatorzy stylu powtarzali po trzy kurwy w wersie, licząc na to, że przyniesie im to sławę pokroju mistrza. Który, nawiasem mówiąc, wcale nie używa wulgaryzmów w każdym swoim tekście (polecam sprawdzić to samemu: http://www.poema.art.pl/site/sub_537_bukowski_charles.html).

Konkluzja? Nie klnij w tekście tylko po to, by być drugim Bukowskim.

2. Klnij

Jeżeli bohaterem Twojego tekstu jest osiedlowy żul – nie łudźmy się, włożone w jego usta kwestie typu: „Przepiękny dzień dzisiaj mamy, dużą satysfakcję sprawia mi siedzenie w mojej ulubionej bramie przy moim ulubionym osiedlowym sklepie” będą brzmiały sztucznie. Raczej zaklnie, gdy tylko zorientuje się, że nie ma drobnych na wino. Ale już bieszczadzki pijaczek z zabitej dechami wsi, pozbawiony towarzystwa licznych kumpli, zakląć nie musi. Choć może. Wszystko jest kwestią proporcji.
 
Innymi słowy – kiedy użyć wulgaryzmu trzeba, to po prostu trzeba. W celu poruszenia wyobraźni proponuję zapoznać się z fragmentem „Pawia Królowej” (powieść Doroty Masłowskiej):

„Hej ludzie, pora się zbudzić, posłuchajcie tej historii o tym, jak był pożar w bucie, posłuchajcie o brzydkiej dziewczynie, która miała ciało psa i twarz świni (…) i uchroń nas Boże, nikt takiej brzydkiej nie chciał znać, ani żaden chłopak nie chciał jej dymać (…). I posłuchaj mnie teraz uważnie, bo jak myślisz, że to jest ważne, na jakiej to było ulicy, Czerskiej, Perskiej czy Woronicza, Zasranej czy rondo Odbytnica, to cię stary szkoda, mylisz dwa różne słowa, bo skurwysyństwo to nie blok czy kamienica, to twoja głowa, w której czai się słoma”.

Blok czy kamienica, wiemy, gdzie rzecz się dzieje. A dzieje się mocno. Więc jeżeli też jesteś z bloku czy kamienicy i musisz, jak Masłowska, dać upust swoim emocjom – wal śmiało. Jeśli jesteś stworzeniem delikatnym i wrażliwym, wychowanym na miodzie i mleku – nie musisz. A już na pewno nie dlatego, że całkiem jest to w literaturze modne. 

Ps. W temacie polecamy wersję problemu dla dzieci: "Jak przeklinać" autorstwa Michała Rusinka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz